Sunday, February 17, 2008

Antysemityzm w Polsce to przesąd i zabobon


Antysemityzm w Polsce to przesąd i zabobon
Nasz Dziennik, 2008-02-17
Żywiąc wdzięczność wobec Boga za bł. matkę Celinę Borzęcką, założycielkę Sióstr Zmartwychwstanek, jej charyzmat i za ubogacenie polskiego katolicyzmu i całego Kościoła nowym zgromadzeniem zakonnym, przywołajmy jeden - być może drobny - istotny szczegół, objawiający ewangeliczny altruizm i otwartość na znaki czasu pierwszego pokolenia Sióstr Zmartwychwstanek, do którego należały m.in. s. Euzebia Bartkowiak, przełożona klasztoru w Mirze podczas drugiej wojny światowej, wraz z siostrami Andreą Głowacką i Nepomuceną Kościuczyk. Siostry, pomimo niebezpieczeństwa narażenia własnego życia, w imię Ewangelii i wartości chrześcijańskich uratowały w 1942 r. poszukiwanego przez gestapo Żyda Oswalda Rufeisena, późniejszego o. Daniela od Najświętszego Serca Pana Jezusa w zakonie karmelitów bosych i apostoła Chrystusa w Izraelu.

Jakkolwiek pragnąłem upamiętnić wspomniane siostry od dawna, czynię to akurat w tych dniach, za sprawą kolejnej niefortunnej książki Jana Tomasza Grossa "Strach", znowu oskarżającej Polaków o antysemityzm. Niech więc przywołanie bohaterskiej postawy mirskich sióstr zmartwychwstanek, duchowych córek bł. Celiny Borzęckiej, a nadto - w dziesięciolecie śmierci o. Daniela - przypomnienie jego poglądów na antysemityzm w Polsce, dopomoże nam wyrobić sobie bardziej obiektywny osąd w przedmiotowej sprawie.

Postać i dzieło o. Daniela
Postać o. Daniela od Najświętszego Serca Jezusa - Oswalda Rufeisena (1922-1998), Żyda z Żywiecczyzny, który po różnych przeżyciach wojennych przyjął chrzest, w 1945 r. wstąpił do karmelitów bosych i po siedmiu latach formacji otrzymał w Krakowie święcenia kapłańskie, znana jest w wielu środowiskach, nie tylko w Polsce. W początkach swego kapłaństwa o. Daniel zasłynął jako kaznodzieja i konferencjonista. Jednak będąc z pochodzenia Żydem, ciągle marzył o wyjeździe do Izraela, by tam głosić Chrystusa. Po wielu utarczkach z władzami komunistycznymi stało się to możliwe w latach "odwilży" po poznańskim Czerwcu. Paszport dano mu dopiero wiosną 1959 roku. Zamieszkawszy w macierzystym klasztorze swego zakonu "Stella Maris" na Górze Karmel i współpracując z karmelitańską parafią łacińską w Hajfie, o. Daniel objął początkowo opieką duszpasterską osoby z małżeństw mieszanych chrześcijańsko-żydowskich, rekrutujące się nie tylko z Polski, ale i z całej wschodniej Europy. Z wielkim zapałem stworzył następnie gminę chrześcijańską, tkwiącą głęboko w tradycji i kulturze żydowskiej i posługującą się w konsekwencji językiem hebrajskim w liturgii, a obejmującą prawie całą Galileę. O złożonej problematyce swojej pracy o. Daniel informował wielokrotnie także poprzez Radio Watykańskie, był przyjęty na prywatnej audiencji przez Ojca Świętego Jana Pawła II, a jego niespodziewaną śmierć odnotowało wiele tytułów światowej prasy i wiele agencji informacyjnych, włącznie z Radiem Watykańskim. Ponadto o. prof. dr hab. Benignus J. Wanat OCD opracował i wydał jego dzienniczek duchowy z lat 1945-1947 oraz autobiografię "Połknąłem haczyk Królowej Karmelu" (Kraków 2001).

Bohaterska postawa mirskich zmartwychwstanek
Wojenne losy zawiodły maturzystę Oswalda Rufeisena wraz z całą uciekającą rodziną z Żywiecczyzny najpierw do Jarosławia, a potem, już bez rodziców, do Lwowa i Wilna. 13 lipca 1941 r. został pojmany przez gestapo i osadzony w więzieniu. Za udzielenie pomocy jednemu pijanemu Niemcowi został zwolniony i jesienią 1941 r. opuścił Wilno, udając się na Białoruś. Przedstawiając się jako Polak, otrzymał zajęcie stróża przy szkole w okolicy miasta Mir. Przy rejestracji na policji przyznał się, że zna język niemiecki, wskutek czego po dwu tygodniach został zwerbowany do policji białoruskiej, a następnie jako tłumacz do żandarmerii niemieckiej. Na tym stanowisku pracował przez 9 miesięcy.
W tym czasie wielokrotnie był świadkiem rozstrzeliwania Żydów i wielu innych zbrodni dokonywanych przez Niemców nie tylko na Żydach. Oburzony tym okrucieństwem, wykorzystał swoją sytuację, aby ratować niesłusznie prześladowanych, przez co uchronił jedną z wsi przed pacyfikacją, a także ocalił około 300 Żydów z getta w Mirze, których uprzedził o planowanej eksterminacji. Gdy paru Żydów, którzy nie zdołali zbiec, zdradziło go Niemcom, groziła mu śmierć. Zdołał jednak uciec i mimo pościgu ukryć się w rosnącym zbożu. Po trzech dniach tułaczki, 15 sierpnia 1942 r., pod osłoną nocy dostał się do domu Sióstr Zmartwychwstanek w Mirze, które go przyjęły i ukryły u siebie. Dom ten znajdował się w pobliżu posterunku policji niemieckiej. Siostry wspaniałomyślnie przez prawie 16 miesięcy, w bardzo trudnych warunkach, narażając własne życie, przechowywały go u siebie. Niekiedy przebierały Oswalda nawet w habit, a na poddasze stodoły, gdzie znajdowała się najlepsza kryjówka, przynosiły mu pokarm i książki religijne. Aż sześć razy przeczytał tam Nowy Testament, którego wcześniej nie znał. Niejako otwarły mu się oczy i poprosił o chrzest, którego z wody udzieliła mu siostra przełożona Euzebia Bartkowiak 25 sierpnia 1943 r., a więc po ponad roku ukrywania się. Potem nastąpiło uzupełnienie ceremonii chrztu św. przy zamkniętych drzwiach kościoła. Siostry przebrały Oswalda w habit zakonny i przeprowadziły do świątyni, tam odbył też spowiedź i przyjął Pierwszą Komunię Świętą. Wdzięczny za wszystko pożegnał siostry i udał się do lasu, gdzie przystąpił do partyzantki.
Pod koniec wojny ponownie zjawił się u sióstr w Mirze. Wypoczął i razem z dzielną siostrą przełożoną Euzebią pojechał do Wilna, gdzie 27 sierpnia 1944 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego. Siostra Euzebia zapoznała go także z karmelitami bosymi, którzy - wypędzeni wprawdzie z klasztoru - mieszkali w rozproszeniu, ale opiekowali się Ostrą Bramą. Poprosił o przyjęcie do zakonu powstałego w Izraelu, do którego pragnął wyjechać. Odesłano go jednak do Krakowa. Tam, po formacji odbytej m.in. w Czernej, 29 czerwca 1952 r. został wyświęcony na kapłana, a prymicję, w zastępstwie najbliższych (rodzice zginęli w Auschwitz), urządziły mu dzielne i ofiarne Siostry Zmartwychwstanki w Stryszawie, gdzie była też siostra Euzebia. W 1967 r. napisała ona swoje wspomnienie o ojcu Danielu. Ostatnie jego zdania brzmią: "Dodam jeszcze, że jakiś czas po chrzcie Oswalda zapytałam go o to, co go najwięcej skłoniło do przyjęcia wiary katolickiej. Na to pytanie odpowiedział mi: 'Miłość bliźniego. Widziałem, jak Siostry się dla mnie poświęcają, narażają swe życie, nie dają odczuć, że jestem Żydem. I to mnie skłoniło do refleksji, że to musi być coś większego, jakaś Prawda, która daje tę siłę!'. Dnia 9 czerwca 1959 r. odleciał do upragnionej Palestyny, by tam wśród swych braci głosić Chrystusa Mesjasza, że już przyszedł i nie trzeba czekać".

Wspomnienie osobiste
Cieszę się, że dane mi było o. Daniela, współbrata w Karmelu, znać osobiście, a nawet przyjaźnić się z nim. Uderzył mnie od razu jego niski wzrost z równoczesną wielkością ducha. Było to latem 1983 r., gdy mieszkałem razem z nim na Górze Karmel w klasztorze "Stella Maris", podczas dwumiesięcznego kursu biblijnego i historii zakonu, na którym byłem wraz z grupą współbraci. Ojciec Daniel był naszym przewodnikiem. Fascynowały mnie jego dyspozycyjność, altruizm, nieprzeciętna erudycja i przychylność wobec Polaków. Pamiętam, jak po zwiedzeniu Jerozolimy skierował nasz mikrobus w stronę Jerycha (mimo że było tam niebezpiecznie ze względu na trwającą wówczas napiętą sytuację na tzw. terytoriach okupowanych), otworzył podczas drogi Ewangelię i zaczął czytać przypowieść o dobrym Samarytaninie, który ocalił człowieka zranionego i porzuconego przez zbójców. "Idź i ty czyń podobnie" - zakończył lekturę tekstu (por. Łk 10, 30-37). Po chwili milczenia rzekł: "Ta stronica Ewangelii ocaliła mi życie! Siostry Zmartwychwstanki w Mirze, wielkodusznie ukrywające mnie u siebie przed gestapo, lękały się o swoją przyszłość, bo wiedziały, co stałoby się z nimi, gdyby mnie zdemaskowano. Wiedziały dobrze, co groziło za przechowywanie Żyda! I w niedzielę chciały zapytać proboszcza o radę w odniesieniu do dalszego mojego losu. Miały pójść do niego po Mszy Świętej. Zaniechały tego jednak, bo usłyszały czytany od ołtarza ten fragment Ewangelii, co uznały za znak Boży! Więc ukrywały i karmiły mnie nadal, dopomogły mi przyjąć chrzest i zostać Jezusowym wyznawcą! Usługując dziś Polakom, spłacam wobec nich dług wdzięczności za moje ocalone życie, za pomoc w przyjęciu wiary w Chrystusa i za kapłaństwo. Gdy słyszę stwierdzenia o antysemityzmie Polaków, boleśnie to przeżywam i kiedy mogę, protestuję". Mówił to do naszej międzynarodowej grupy studentów karmelitańskich.

Przesąd i zabobon
Ojciec Daniel często wypowiadał się na temat antysemityzmu, broniąc zawsze Polaków przed bezpodstawnym zarzucaniem im podobnej postawy. Można by przytoczyć wiele jego tekstów. By nie przedłużać, niech wystarczy tylko jedna wypowiedź udzielona Krzysztofowi Mroziewiczowi i opublikowana na łamach "Polityki" (29 maja 1993 r.). Bardzo ostro skrytykował w niej rzucane przeciw Polakom oskarżenia o antysemityzm, stwierdzając: "Nigdy nie mówię o polskim antysemityzmie i gdzie tylko mogę, walczę z tym, bo to jest przesąd, to jest zabobon (...). Wydaje mi się, że o antysemityzmie mówią nie ludzie, którzy przeżyli czas holokaustu w Polsce, a ci, którzy przyjechali do Izraela z Polski przed wojną. Tak mi się wydaje. Ludzie, którzy byli odcięci od społeczeństwa polskiego, którzy przenieśli swoje koncepcje psychologiczne na sytuację wojenną (...). Mam już ponad 70 lat, żyłem w Polsce przed wojną, przeżyłem wojnę na wschodnich terenach polskich, nie widziałem tam Polaków mordujących, natomiast widziałem Polaków mordowanych. Z drugiej strony widziałem Białorusinów, widziałem Łotyszów, Estończyków, Ukraińców, którzy mordowali, a polskich jednostek, które by mordowały, nie widziałem. Ale tego wszystkiego ci idioci nie wiedzą. Im się tego nie mówi. Tak jest, niech mi nie opowiadają. Ja wiem, jak było".
Szkoda, że pan Gross w swoich antypolskich publikacjach całkowicie pomija wypowiedzi o. Daniela, a także inne rozliczne żydowskie świadectwa, dokumentujące heroiczne postawy Polaków wobec Żydów w czasie wojny, i zapomina o fakcie, że to nie przedstawiciele innych nacji, ale właśnie Polacy stanowią największą liczbę (ponad 6 tys. spośród 22 tys. osób przynależących do 42 państw) wśród tych, których władze Izraela uznały za sprawiedliwych wśród narodów świata i upamiętniły w słynnym muzeum holokaustu Yad Vashem w Jerozolimie. Szkoda, że pan Gross zapomina o tym (bo trudno sądzić, aby o tym nie słyszał), że - jak powiedział o. Daniel - "Polska przez ostatnie czterysta lat była centrum duchowym Żydów".
Kilka lat temu, prezentując wspominaną już autobiografię o. Daniela wydaną przez o. prof. Wanata, wyrażałem przekonanie, że sięgną po nią liczne osoby, którym bliskie są sprawy dialogu międzyreligijnego, zwłaszcza judeochrześcijańskiego, a także sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej. Przekonanie to potwierdzam również dzisiaj. Warto zawsze wpatrywać się w życiowe losy i przesłanie tego wielkiego proroka naszych dni, tego obrońcy Polaków przed oskarżeniami o antysemityzm, prekursora panekumenizmu, wielkiego syna polskiej ziemi, syna Izraela i syna Karmelu, który odnalazł swą pełnię w Chrystusie - Mesjaszu zapowiadanym przez proroków i mędrców Izraela, przyjmując Go za swego Zbawiciela i głosząc Jego Ewangelię miłości. A wszystko to dzięki heroicznej postawie mirskich Sióstr Zmartwychwstanek, duchowych córek bł. Celiny Borzęckiej.

O. dr Szczepan T. Praśkiewicz OCD